Są rekordy. Nie ma powołania na Mistrzostwa Świata

2019-09-27 13:00:00(ost. akt: 2019-09-27 11:56:38)

Autor zdjęcia: archiwum zawodnika/FB

Karol Zalewski, jeden z najbardziej utalentowanych sprinterów w Polsce, nie wyjedzie na mistrzostwa świata w Doha (stolica Kataru). Światowe i krajowe rekordy reszelanina nie wystarczyły, by zyskać zaufanie trenera Józefa Lisowskiego?
W marcu ubiegłego roku kibice z całego globu, a w szczególności Polski, nie mogli nachwalić się polskiej sztafety 4x400 m. Pokonanie - zdawać by się mogło - niepokonanych Amerykanów, a jednocześnie ustanowienie nowego halowego rekordu świata (3:01,77), długo dominowało sportowe rubryki międzynarodowych serwisów informacyjnych. I nie tylko. Wizyty przed kamerami telewizji co rusz mieszały się ze spotkaniami z ministrami czy nawet prezydentem.

Pochodzący z Reszla Karol Zalewski nie spoczął na laurach i - systematycznie - odnotowywał sukces za sukcesem. Dla wielu kibiców naturalnym było, że nie zabraknie więc podczas rozgrywanych od 26 września do 6 października mistrzostw świata w Doha. Na "listę uczestników" jednak nikt go nie wpisał.

— Na początku pomyślałem, że to jakaś pomyłka, bo przecież po zmianie przepisów IAAF dotyczących kwalifikacji na imprezy mistrzowskie, według przepisów, byłem wysoko w rankingu i powinienem dostać "zaproszenie" z IAAF, o których tak ostatnio głośno — skomentował na swoim profilu Zalewski. — Po drugie kwalifikuję się w tym roku najlepszym wynikiem na 400m wśród panów w Polsce, do tego dochodzi medal mistrzostw Polski i udział w sztafecie mixed 4x400 na World Relays w Yokohamie, gdzie padł rekord Europy i "dostaliśmy" przepustkę na wspomniane wcześniej mistrzostwa świata — dodał.

— Niestety okazuje się, że "starania" kolegi Lisowskiego (...) doprowadziły do takiego toku zdarzeń, że do sztafety mixed 4x400 na MŚ w Doha, zamiast mnie został powołany jego zawodnik Łukasz Krawczuk, który w bezpośrednim starciu nigdy ze mną nie wygrał.
Co tak naprawdę się wydarzyło? W ostatnich kilku dniach poproszono mnie o wstrzymanie się z komentarzem tejże sytuacji z tego względu, że sprawa miała być w toku. Ale jak to powiedział szef szkolenia Krzysztof Kęcki w rozmowie telefonicznej z moim trenerem: "Mleko się rozlało" (Krzysztof Kęcki utrzymuje, że nie pamięta, by powiedział coś takiego - przyp. K. K.).

Oficjalne powołanie do sztafety mieszanej na mistrzostwa świata Karol Zalewski mógł otrzymać z dwóch stron: od Polskiego Związku Lekkiej Atletyki albo z Międzynarodowego Stowarzyszenia Federacji Lekkoatletycznych (IAAF).
— Z nieoficjalnych źródeł wiadomo mi, że decyzja kogo powołać do sztafety mieszanej na MŚ zapadła kilka dni po mistrzostwach Polski w Radomiu.
Decyzję o tym, które panie zostają powołane, podjął trener 400m kobiet Aleksander Matusiński.
Natomiast Panów wyłonił kolega Józef Lisowski. Doszły mnie pogłoski, że nie zostałem powołany do sztafety mixed, ponieważ jako jedyny z 400-metrowców najpewniej dostanę zaproszenie z IAAF. Tak się nie stało. Kto pozwolił na podjęcie takiej decyzji? Kto poniesie odpowiedzialność? — pyta w emocjonalnym wpisie reszelski sprinter.

Znak zapytania przy jego osobie pojawił się także w odniesieniu do skargi, którą trener Lisowski wystosował do PZLA. Dzięki temu Zalewski otrzymał powołanie, ale... przed komisję dyscyplinarną.
— Sprawa dotyczyła dojechania przeze mnie jeden dzień później na drużynowe mistrzostwa Europy w Bydgoszczy. Ale dobrze, że stawiłem się na komisji, bo dowiedziałem się między innymi, że "odmówiłem" startu w sztafecie na Halowych Mistrzostwach Europy w Glasgow (w biegu indywidualnym zostałem potrącony, przez co lekarz stwierdził, żebym nie ryzykował pogłębienia urazu, który powstał na ścięgnie Achillesa).
Po wyjaśnieniach, od komisji usłyszałem "to co mówisz układa się w logiczną całość".
Wyglądało to tak, że "miałem" dostać kare miesięcznego zwolnienia z funkcji zawodnika, co spowodowałoby niemożność wyjazdu na MŚ. Po logicznych wyjaśnieniach nielogicznych zarzutów, kary nie dostałem, ale na MŚ przepustki również — przekonywał Zalewski, którego wpis doczekał się tysięcy "polubień" i udostępnień.

W komentarzach przewijały się pytania o stosunki reszelanina z pozostałą częścią biało-czerwonej kadry. Dzień później zamieścił więc kolejny wpis, w którym podkreślił, że krytyka z jego strony w żaden sposób nie była wycelowana w resztę biegaczy.
— Po pierwsze, nie krytykuję kolegów ze sztafety. Każdy z nas biega na tyle na ile jest przygotowany, zawsze dając z siebie 100 procent. Po drugie, pisząc o tym że mam lepszy czas od chłopaków, nie miałem na celu obrażania ich, ani wywyższania siebie. Drugi rok z rzędu mam najlepszy wynik w Polsce na 400m i to jest suchy fakt, a w mojej wypowiedzi posłużył jako argument. W całej tej sytuacji, dla mnie nieprzyjemnej, życzę wszystkim kolegom z reprezentacji rekordów życiowych i medali. A już szczególnie sztafecie mieszanej, której miałem być ogniwem. Będę z Wami sercem, bo nogi musiały zostać w domu — podsumowuje jeden z najlepszych sprinterów świata.

Kamil Kierzkowski
k.kierzkowski@gazetaolsztynska.pl



Komentarze (2) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Komentarze dostępne tylko dla zalogowanych użytkowników. Zaloguj się.

Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych

Zaloguj się lub wejdź przez FB

  1. j. #2796511 | 83.9.*.* 27 wrz 2019 13:06

    I to jest właśnie sławne "polskie piekło" . Zawsze cierpią zawodnicy a kopa w 4*D powinni dostać tzw "działacze" i inni kombinatorzy...

    Ocena komentarza: warty uwagi (3) odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

    1. Edison #2796707 | 37.47.*.* 27 wrz 2019 22:10

      Z tym jednym najlepszych sprinterow świata, to trochę przesada

      odpowiedz na ten komentarz pokaż odpowiedzi (1)

      2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5