W małych salach najlepiej czuć energię publiki [ROZMOWA]

2017-09-17 13:01:23(ost. akt: 2017-09-17 11:06:18)

Autor zdjęcia: mat. organizatora

Po wakacyjnej przerwie do Reszla powraca stand-up. W ramach "Stand-up Rycerz" na scenie pojawi się Adam Van Bendler. Pochodzący z Gdańska komik w Reszlu wystąpi razem z Mateuszem Sochą. Jak sam mówi, kameralne sale pozwalają poczuć energię wraz z publicznością.
Możesz powiedzieć jak zaczęła się w ogóle Twoja przygoda ze stand-upem? Ile miałeś lat gdy spotkałeś się z tą formą komedii, kto na samym początku wywarł na Tobie największe wrażenie?
- Pamiętam, że pierwszy gość który bardzo przykuł moją uwagę to był Pablo Francisco w swoim viralowym filmiku, który hulał po youtube w 2006. Miałem wtedy 20 lat. Później odkryłem takich mistrzów jak Hicks czy Carlin, którzy swoimi rozkminami o śmierci, zrzucili ze mnie balast psychiczny kiedy przechodziłem ciężkie czasy. Nie tylko rozbawili mnie do łez ale też wzruszyli.

Jako komik występujesz już od około czterech lat. Kiedy odkryłeś u siebie talent do rozśmieszania ludzi?
- Do dziś w zasadzie nie wiem czy mam talent do rozśmieszania ludzi czy bardziej do pakowania się w kłopoty. W szkole średniej, kiedy opowiadałem znajomym swoje historie z życia, które przybierały dziwny obrót przez moją głupotę lub naiwność, uginali się w kolanach ze śmiechu. Choć w tamtych sytuacjach w ogóle nie było mi do śmiechu.

Czy przed pierwszym występem byłeś już pewny, że będziesz w tym na tyle dobry aby zacząć z tego żyć?
- Przed pierwszym występem chciałem po prostu powiedzieć cały tekst od początku do końca. Tak czy siak musiałem korzystać z pomocy ściągawki którą miałem na przedramieniu. Więc patrząc co chwilę w tekst, udawałem, że mam taki tik nerwowy… Natomiast kiedy zająłem się stand-upem na poważnie, chciałem po prostu być coraz lepszy i lepszy na scenie. Nie zastanawiałem się czy mogę się z tego utrzymać. Jedynie biznesowe myślenie o komedii to pierwszy krok ku samozagładzie. I wiem co mówię.

Czy można być komikiem na pół etatu? Zajmować się na co dzień pracą w korporacji a w weekend dawać upust swoim emocjom na scenie?
- Można, o czym poświadczy przykład choćby Lotka, który przez dłuższy czas dawał radę łączyć pracę w kancelarii z występami. Jednak praca komika wciąga bardziej niż mogło by się wydawać. Zabiera też dużo czasu na dojazdy. Po powrocie z Norwegii gdzie spędziłem 5 lat, miałem z początku pracować w schronisku dla zwierząt, a stand-upem zajmować się hobbystycznie. Jednak los chciał inaczej. Zacząłem coraz częściej chadzać na open mici. Otworzyłem własną scenę w Gdańsku i od tego momentu w zasadzie, nie umiałem skupić się na niczym innym niż pisanie żartów.

Nie sposób zauważyć, że występy stand-upowe na żywo wypadają o wiele lepiej niż to co możemy zobaczyć jako realizacje telewizyjne. Czy dla Ciebie jest jakaś różnica w jakim miejscu występujesz, czy na scenie odcinasz się i po prostu robisz swoje?
- Najbardziej intymny klimat jest w klubach gdzie jest ciemno, ciasno i najlepiej czuć energię między komikiem, a publiką. Występy w dużych halach to już niby nie to samo, bo część ludzi widzi Twoją twarz głównie na telebimach. Jednak kiedy czujesz jak 4000 ludzi ryczy ze śmiechu po twoim żarcie to jest to epickie doznanie. Występy w telewizji to niestety trudniejsze wyzwanie bo publika w studio jest zestresowana faktem, że ich reakcje również są nagrywane. Ludziom ciężko jest się wyluzować i skupić na komiku. A przez to też my dostajemy mniej energii od publiki.

Nie da się ukryć, że nie każdy występ może być tym wymarzonym. Czy pamiętasz swój najgorszy występ oraz ten po którym chciałoby się latać?
- Najgorszy miałem chyba w Łodzi podczas pierwszych eliminacji do Festiwalu Stand-upowego. Wchodząc na scenę zmieniłem cały swój materiał na inny niż planowałem powiedzieć. Wyszło fatalnie. Wracając do Gdyni, płakałem. Natomiast po każdym dobrym występie chce mi się latać. Choć może po nie tego nie widać (śmiech).

Na scenie Twoje występy mają dużą energię, bardzo dużą rolę odgrywa w nich gestykulacja. Można by było śmiało stwierdzić, że gdyby Adam Bendler stracił głos bez problemu poradził by sobie jako mim?
- Ciężkie pytanie. Myślę, że chyba bardziej wziąłbym się za pisanie scenariuszy.

Prowadzisz swój kanał na Youtubie, na którym można zobaczyć nie tylko nagrania z Twoich występów, ale również filmy które wymagały scenariusza i profesjonalnej realizacji. Czy jest to twoje dodatkowe hobby, czy może śladem Abelarda Gizy chciałbyś kiedyś zrealizować pełnometrażowy film?
- Wszystkie rzeczy na moim kanale to właściwie eksperymentowanie z komedią, bo nie jestem ani muzykiem, ani żadnym filmowcem z papierami. Najlepszą rzeczą jaka mi przyszła z tych wszystkich projektów to super zabawa na planie filmowym i możliwość poznania rewelacyjnych ludzi. Nie ukrywam, że czai się we mnie chęć spróbowania sił w większym projekcie. Tym bardziej, że Abelard był dla mnie swego rodzaju wzorem na tej drodze. Ale do wszystkiego małymi kroczkami…

Na Twoim kanale można znaleźć utwór „Moja Bryka” i dla niektórych może okazać się dziwne, że na scenie mówisz, a nie śpiewasz? Czy kiedyś był pomysł aby nagrać płytę?
- Pomysł faktycznie był, ale został odsunięty na rzecz ważniejszych inicjatyw. Taka „Moja Bryka” to był pierwszy kot za płotem, taka zajawkowa próbka komediowego rapu dla samego siebie. Ten klip to bardziej historyjka z muzyką w tle. Nigdy w życiu nie nazwałbym się się ani muzykiem, ani nawet raperem. Choćby z szacunku dla prawdziwych raperów. Chyba, że Stand-raperem.

Na każdym występie może zdarzyć się osoba, która stara się ze wszystkich sił zepsuć występ komikowi. Jaki sposób na hecklerów ma Adam Bendler?
- Zazwyczaj nie idę na wymianę zdań tylko szybko pacyfikuję go jego własnymi tekstami. Nie ma co się szczypać. Zwłaszcza kiedy na sali jest jeszcze setka lub kilka setek ludzi którzy zapłacili za bilety i im również nie chce się słuchać mamrotania jakiegoś cwaniaka.

Do Reszla przyjedziesz ze swoim nowym programem „Strach na wróble”. Możesz w skrócie powiedzieć czego możemy się spodziewać po tym materiale?
- Będzie jak zwykle dużo traumy, paranoicznych obserwacji i sytuacji których nie sposób przewidzieć na trzeźwo.

Wystąpisz razem z Mateuszem Sochą, z którym chyba miałeś już okazję wspólnie występować?
- Mateusz to dobry chłopak. Szybko się uczy i ma duży zmysł do komedii. Fajnie będzie znów się spotkać.

Kętrzyn, Reszel, Warmia i Mazury. Czy dla mieszkańca Gdańska nasze tereny są na tyle atrakcyjne, że również Ty masz swoje miejsce, które chętnie odwiedzasz?
- Jasne. Już dawno wiedziałem, że w Reszlu macie piękny zamek. Choćby lało i wiało muszę go zobaczyć z każdej strony. Zawsze chętnie wracam też do Olsztyna gdzie poznałem świetnych ludzi.

Stand-up w Polsce rozwija się coraz mocniej. Gdzie będziemy mogli spotkać Adama Bendlera za 5 lat? Na wypełnionym stadionie czy w Restauracji Rycerskiej z występem dla 100 osób?
- Czas pokaże. Na pewno jedno nie wyklucza drugiego. Jeśli okaże się, że w Rycerskiej macie super klimat i niesamowitą publikę to kto wie… Może będę chciał tu wracać co roku. Byle nie jako mim... (śmiech)

Rozmawiał Kamil Jankiewicz

2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5