Takich kibiców nie ma nikt w IV lidze

2017-01-08 19:16:39(ost. akt: 2017-01-13 19:11:44)
Mocne wsparcie kibiców sprawia, ze nawet na wyjeździe Orlęta czują się jak u siebie.

Mocne wsparcie kibiców sprawia, ze nawet na wyjeździe Orlęta czują się jak u siebie.

Autor zdjęcia: Andrzej Adamiak

— W IV lidze naszemu zespołowi nie gra się łatwo, ale nie jesteśmy też chłopcami do bicia — mówi Łukasz Pyrzak, trener Orląt Reszel. Debiutujący niedawno w rozgrywkach seniorskich szkoleniowiec opowiada m.in. o historycznym awansie swojej drużyny, oczekiwaniach względem reszty sezonu oraz... o tym, dlaczego reszelscy kibice nie mają sobie równych na obecnym poziomie rozgrywek.
W lipcu 2015 roku przejął Pan zespół, który zakończył sezon na 6. miejscu w "okręgówce". Od tamtej pory ledwie jedna porażka i - po 10 latach - zasłużony awans do IV ligi. Co zrobił Pan w tym czasie z drużyną, że przyszły takie efekty?
— Trudno powiedzieć, bo w zeszłym sezonie mieliśmy dużo ruchów kadrowych. Pozyskaliśmy np. Sebastiana Krzywickiego, do gry wrócili z kolei Mateusz Kozuń i Paweł Romańczuk. Wzmocniliśmy się też takimi zawodnikami jak Dawid Maćkowiak czy Daniel Rukszan, którzy wyróżniali się w innych zespołach z naszego regionu. Zebraliśmy w tym czasie grupę bardzo solidnych zawodników, a przy okazji udało nam się utrzymać zdrowy, fajny klimat w szatni....

...czyli główną przyczyną "metamorfozy" były wzmocnienia kadrowe?
— Czynników jest wiele, lecz Orlęta nie przeszły jakichś spektakularnych zmian. To była w końcu liga okręgowa. Po prostu: mamy szerszą kadrę, poprawiliśmy kilka rzeczy, a korzystne widocznie okazało się również wprowadzenie "świeżej krwi". Bo choć był to zaledwie mój trenerski debiut w lidze seniorskiej, chłopaki przyjęli mnie bardzo dobrze. Dawaliśmy z siebie wszystko, dzięki czemu udało się wywalczyć historyczny wynik na 55-lecie klubu.

Pomijając teorię: kiedy w praktyce nastąpiła chwila, gdy byliście pewni awansu?
— Po jesieni, choć poszła nam fenomenalnie, wciąż podchodziłem do awansu z dystansem. Kilka lat temu Orlęta miały już sytuację, w której - po spektakularnej jesieni - wiosną punkt uciekał za punktem. Z awansu ucieszyliśmy się po wygranej nad naszym głównym konkurentem w wyścigu o IV ligę - Mazurem Pisz. Zwycięstwo nad nimi dało nam świadomość awansu, choć oczywiście matematycznie nie było to jeszcze potwierdzone. W praktyce jednak sprawa była już rozstrzygnięta.

Oficjalnie przypieczętowaliście awans pokonując SKS Szczytno. Gospodarze mieli dla Was jednak specyficzną niespodziankę...
— Tak, kompletnie nie spodziewaliśmy się tak pozytywnego przyjęcia w Szczytnie. Miejscowy zarząd wraz ze swymi zawodnikami nie tylko pogratulował nam awansu i życzył powodzenia, ale wręczył także pamiątkowy puchar. Byliśmy zaskoczeni, naprawdę piękna inicjatywa. Pokazująca, że na boisku można ostro walczyć o każdą piłkę, ale poza boiskiem jesteśmy wszyscy dobrymi znajomymi, którym nieobcy jest duch fair play.

Awansu nie doczekał Pana poprzednik - Wojciech Jałoszewski. Jaka była przyczyna jego rozstania z Orlętami? Zespół prezentował się poprawnie, więc nie chodziło chyba o wyniki.
— Przy debiucie byłem tak skupiony na własnych obowiązkach, że nawet nie wiem jakie były prawdziwe powody. Już wtedy mówiło się o jego przejściu do Tęczy Biskupiec. Z tego co wiem, rozstanie nastąpiło w bardzo dobrej atmosferze.

To również Pana dobry znajomy ze szkoły podstawowej, w której razem uczycie. W pokoju nauczycielskim prowadzicie czasem rozmowy o Orlętach?
— Tak, jesteśmy nawet "kolegami z jednego kantorka", bo uczymy razem wychowania fizycznego. Znamy się od ładnych paru lat. Bardzo często rozmawiamy na temat piłki nożnej, zwłaszcza tej z naszego regionu. Obaj jesteśmy trenerami, razem jeździmy również na szkolenia. Wymieniamy się doświadczeniami i spostrzeżeniami. To dobry fachowiec.

Co było Waszą największą porażką rundy jesiennej?
— Tym, co dawało się nam we znaki, był brak czwartoligowego doświadczenia. W dużej mierze właśnie przez to gubiliśmy cenne punkty w samych końcówkach meczu. Nie wynikało to ze złego przygotowania, bo w tym aspekcie Orlęta funkcjonują bardzo sprawnie. Prawda jest taka, że zdarzało się nam cieszyć w duchu ze zwycięstwa już na kilkanaście minut przed końcem meczu. Prowadziliśmy np. z Ornetą czy Giżyckiem, już czuliśmy 3 punkty, a w ostatnich sekundach przez brak koncentracji oddawaliśmy zwycięstwo. Podobnie z liderami - Wikielcem: mieliśmy dużo sytuacji, na koniec nie wykorzystaliśmy jeszcze karnego... W końcowych minutach odpływaliśmy. Nad tą koncentracją trzeba będzie nam mocno popracować. Musimy grać do ostatniego gwizdka. Dopiero po nim może pojawiać się rozluźnienie i myśli o następnych meczach.

Zatem i z drugiej strony. Co odbieracie jako największy sukces?
— Największym triumfem jest naturalnie sam awans do IV ligi, na który musieliśmy czekać aż 10 lat. I to w bardzo solidnym stylu. Nie było do tej pory takiego sezonu, byśmy nie odnieśli porażki przez 28 kolejek. Wyłączając jedyne potknięcie na początku ligi, gdy ulegliśmy Cresovii z Górowa Iławieckiego, do samego końca nie przegraliśmy już ani razu.

Nadzieje po awansie musiały być ogromne. Po reorganizacji lig poziom jednak zdecydowanie wzrósł. Bardziej niż się spodziewaliście?
— Nie. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo trudno. W momencie, gdy zostaje cała czołówka IV ligi, a do gry dołącza również 6 zespołów spadających z III ligi, nikt nie mógł mieć cienia nadziei, że będzie lekko. I to nawet mimo stylu, w którym wywalczyliśmy awans. Orlętom w IV lidze nie gra się łatwo, ale nie jesteśmy też chłopcami do bicia. Walczymy za każdym razem, a zgubione po drodze punkty wynikają w większości z naszego braku doświadczenia. W zasadzie na palcach jednej ręki możemy policzyć zawodników, którzy kiedykolwiek wcześniej grali w IV lidze czy wyżej. Większość to ekipa, która zdobyła właśnie awans z "okręgówki", nie mająca wcześniej okazji grać na wyższym szczeblu.

W linii ofensywnej wyróżnia się m.in. Adam Kapusta. 8 bramek, 4 asysty... Filar ofensywy?
— Tak, za tego typu zawodnikiem musieliśmy się rozejrzeć po odejściu wcześniejszego napastnika - Kamila Jankiewicza i niepewnej sytuacji wokół Mateusza Kozonia, który czekał wówczas na kontrakt i nie było stuprocentowo pewne, że będzie z nami grał. Potrzebowaliśmy kogoś, kto potrafiłby kończyć nasze akcje. Ściągnęliśmy go z Mrągowii Mrągowo i - jak widać - spisuje się, strzela bramki, asystuje... Nie można jednak zapominać, że nie robi tego sam, bo o sile Orląt decyduje gra zespołowa. Każdy zawodnik musi czuć się potrzebny zarówno w ofensywie, jak i defensywie...

...przechodząc więc na drugą stronę boiska. W bramce sezon rozpoczął Jarosław Doborzyński. Po pierwszym meczu jednak na stałe zastąpił go Jacek Prusinowski.
— Od dawna mieliśmy problemy z obsadzeniem pozycji bramkarza. Jarek, który naprawdę świetnie spisuje się w bramce, studiuje jednocześnie w Gdańsku, co niestety ogranicza mu nieco pole działania. Poza sierpniem i wrześniem pojawiał się więc wyłącznie na meczach. Później złapał jeszcze ten nieprzyjemny uraz kolana, co wykluczyło go z gry na jakiś czas. W kiepskiej sytuacji Orląt rękę do nas wyciągnął nasz wychowanek - wspomniany Jacek Prusinowski, który rzutem na taśmę przeszedł do Reszla z pomorskiej "okręgówki". Bez niego mielibyśmy bardzo duży problem, bo raczej trudno grać bez bramkarza...

A jak z kibicami? Gdy wygrywaliście mecz za meczem - wsparcie było niesamowite. Jak jest teraz, gdy w IV lidze trudniej o triumfy?
— Myślę, że kibice doskonale rozumieją, że poprzeczka została zawieszona zdecydowanie wyżej. Takich kibiców, jakich mają Orlęta, nie ma zresztą nikt w IV lidze. Pamiętam jedną z ostatnich kolejek. 11 listopada, piątek, długi weekend, mecz na wyjeździe w oddalonym o blisko 150 km Rybnie... Pojechało z nami ok. 20-30 osób. Takich kibiców mogą nam zazdrościć wszyscy na tym szczeblu. Gdy gramy u siebie, mamy silne wsparcie. Jak gramy na wyjeździe... to i tak przeważamy na trybunach, więc znów jest tak, jakbyśmy grali u siebie. Dzięki nim gra nam się łatwiej. Podnoszą na duchu w trudnych momentach meczu. Jesteśmy im za to wdzięczni.

Na czym skupicie się okresie przygotowawczym?
— Pewnie jak większość zespołów, na początku zajmiemy się motoryką. Później, jak już wejdziemy na duże boisko, przy meczach kontrolnych popracujemy nad taktyką. Nie wykluczamy jakichś ruchów kadrowych, więc możliwe, że trzeba będzie kogoś wkomponować w zespół...

...są już jakieś konkrety dotyczące osłabień lub wzmocnień?
— W chwili obecnej jedynie nasz pomocnik, Patryk Modzel, zasygnalizował mi, że od stycznia udaje się do Kielc na szkolenie związane z wojskiem. Nie będzie go przez jakiś czas. Więcej osłabień nie przewiduję. Co do wzmocnień - wszystko pokażą najbliższe dni. Będziemy starali się pozyskać dobrych zawodników z okolicznych miast, by jeszcze bardziej rozbudować nasze szeregi.

Orlęta mają jakieś noworoczne postanowienie?
— Uważam, że naszym postanowieniem powinna być ciężka praca i koncentracja na sparingach, a później i w meczach ligowych. Musimy solidnie wziąć się do roboty, by zapewnić sobie odpowiednią liczbę punktów do utrzymania w IV lidze.

Gdzie widzi Pan zespół na koniec sezonu?
— Liczę na 10. miejsce. Myślę, że to będzie ostatnia lokata dająca utrzymanie. Orlęta muszą wytrzymać ataki bardziej doświadczonych ekip, by same nabrać tego doświadczenia. Gdy uda nam się to przetrwać, wzmocnieni będziemy mogli myśleć o tym, by w kolejnym sezonie walczyć o czołówkę.

Rozmawiał: Kamil Kierzkowski


21.01 Granica Kętrzyn
28.01 Granica Bezledy
4.02 Tęcza Biskupiec
11.02 MKS Korsze
19.02 Mamry Giżycko
25.02 Wilczek Wilkowo
4.03 Polonia Lidzbark Warm.
11.03 Victoria Bartoszyce
18.03 Cresovia Gorowo Ił.

Plan sparingów Orląt:


2001-2024 © Gazeta Olsztyńska, Wszelkie prawa zastrzeżone, Galindia Sp. z o. o., 10-364 Olsztyn, ul. Tracka 5